NA SZLAKU PRZESZŁOŚCI
Na szlaku przeszłości … w Gnieźnie, Poznaniu i Kórniku seniorzy z Klubu Seniora GROTA w Skale dotykali pierwszych i najwspanialszych dziejów historii Polski. Byli tam gdzie rodziły się korzenie chrześcijaństwa. Błądzili po zakamarkach wierzeń i zwyczajów …a dzięki architekturze i rzeźbom oraz opowiadaniom – dysponujących przeogromną wiedzą – przewodników wkraczali w świat wyobrażeń, czerpiąc wiedzę …
To była udana wycieczka. Nie paliło słońce , nawet pokazywało swoje promienie , nie było zimno ale powiew rześkiego wiatru i mżawki powodującej natychmiastowy szum rozkładanych parasoli ni e rozpieszczał . Co więcej potrzeba! Rozpoczęliśmy w Gnieźnie. Zwiedziliśmy na Wzgórzu Lecha wszystko, co możliwe – Katedrę, Drzwi Gnieźnieńskie, podziemia i taras widokowy. Przeszliśmy też Traktem królewskim podziwiając rzeźby, makiety i oczywiście nowopowstałą atrakcję – króliki. Króliki to małe rzeźby w różnych częściach miasta podobnie jak krasnale we Wrocławiu. Królik Degustator oczywiście prezentował się z należnymi atrybutami, a królik Medyk przypominał o wielkiej zarazie, która kiedyś nawiedziła Gniezno. Seniorowi bez młodzieńczej gibkości trudno było o fotografię z małym króliczkiem … nie odpuściliśmy, zdjęcia są! Wieczorkiem dotarliśmy na miejsce naszej dwudniowej stałej siedziby w Poznaniu, czyli do Hotelu Moxy przy poznańskim porcie lotniczym Poznań-Ławica im. Henryka Wieniawskiego. Dodaję od razu, że tak byliśmy „zwartą” grupą, że nikt, nigdzie samolotem nie odleciał, ani nie planował, a co zobaczyliśmy – to nasze. Przecież od krakowskich Balic trochę drogi nas dzieli… Hotel chyba polubiliśmy od pierwszego wejrzenia! Pokoje wygodne, jedzenie urozmaicone, pięknie, atrakcyjnie i nowoczesne. Nawet maski na twarzy nie stanowiły problemu! Dzień kolejny to zwiedzanie Poznania. Dzień powitał nas deszczowo, ale daliśmy radę. Dość wspomnieć, że naszego uroczego pana przewodnika przez cały dzień chronił jedynie kapelusz i wełniana bluza …my, więc tylko w przymusowych sytuacjach rozkładaliśmy parasol. Poznań zaskoczył nas wszystkich ogromem historycznej przeszłości, wieloma symbolami, zabytkami, pozostałą jeszcze architekturą, pamiątkami, wystrojem, kontrastem kultur, …i dysponującym ogromną wiedzą przewodnikiem. Słuchaliśmy, oglądaliśmy, zwiedzaliśmy, podziwialiśmy Trakt Królewsko-Cesarski , a nawet wspominaliśmy o naszym rodaku ze Skały, który zginął w Poznaniu podczas wydarzeń „Czerwca 56 „. Nie odpuściliśmy również południowego spotkania na Starym Rynku ,gdzie wśród tłumów nagrywaliśmy i fotografowaliśmy poznańskie koziołki trykające się przy akompaniamencie ratuszowego trębacza. I nie odpuściliśmy tamże chwili odpoczynku przy małej czarnej. Był też czas by zakupić pamiątkowe suweniry i oczywiście rogale świętomarcińskie. Pycha! Chociaż do pokonania była ogromna kolejka?! Wracaliśmy z Poznania zmęczeni, ale mile zaskoczeni tym miastem …pozostały tak mocne wrażenia i przeżycia, że wybrzmiewały jeszcze podczas drogi i spotkania obiadokolacyjnego. Niedziela powitała nas wschodzącym nad lotniskiem słoneczkiem. Udaliśmy się w drogę do Kórnika. Zamek w Kórniku to historyczna rezydencja rodów Górków i Działyńskich. Wspaniały, wyposażony w eksponaty z różnych epok …i niepozbawiony legendy o Białej Damie, którą podobno widuje się do dnia dzisiejszego / Teofila Działyńska/. Atrakcją turystyczną – obok zamku- jest Arboretum, którego alejkami spacerując podziwialiśmy i te stare i te nowe odmiany drzew i krzewów, których podobno jest tak ok. trzy tysięce. Przed wyruszeniem w drogę powrotną zobaczyliśmy jeszcze jak wygląda rynek w Kórniku z siedziba miejskich władz, kościół pw. Wszystkich Świętych oraz ławeczka Wisławy Szymborskiej wraz z postacią poetki znajdującą się w pobliżu domu urodzin, obok kórnikowskiego Centrum Kultury. Oczywiście był obiad z niedzielnym ciepłym rosołkiem i wyjazd w kierunku Skały. Przypomnę jedynie dwa powiedzonka, które zapisały się w naszej pamięci, jedno powiązane oczywiście z handlem śledziami i ich wymianą na zapasy pieprzu, czyli z nutką parodii :„Swoją śledź – pieprz obcą” oraz określenie „Don sakiewka”. Kto był to wie, o co chodzi! Wspominała Barbara Szwajcowska