POWSTANIE STYCZNIOWE - OBÓZ W OJCOWIE
Obóz powstańczy w Ojcowie w 1863 roku
Powstanie styczniowe zaznaczyło się również w dolinie Prądnika, w samym Ojcowie był obóz powstańczy liczący około dwóch tysięcy osób, złożony gównie z krakowskiej młodzieży akademickiej i rzemieślniczej, z Ojcowa wyszli w dniu 16 lutego 1863 r. do Michowa gdzie ponieśli klęskę, wielu młodych uczestników walk wówczas zginęło. Po upadku powstania nastała narodowa żałoba, popowstaniowe przygnębienie. Rozpoczęły się represje, zsyłki na Sybir. Nawet tak małą miejscowość jak Ojców nie ominęły zniszczenia, spłonęły bowiem wzniesione przez Aleksandra Przezdzieckiego na krótko przed powstaniem pierwsze obiekty uzdrowiskowe, w tym nowy „Hotel Pod Łokietkiem”, a księga rejestrująca ochotników idących do powstania dostała się w ręce zaborczych władz co ułatwiło późniejsze aresztowania i represje.
Na temat przebiegu walk powstańczych w rejonie Ojcowa postała dosyć bogata literatura, w tym także pamiętnikarska. Do ważniejszych opracowań należy zaliczyć m.in. pracę prof. Wacława Tokarza drukowaną w „Bibliotece Krakowskiej” zawierającą dokładny opis obozu powstańców w Ojcowie1. Od tamtych tragicznych wydarzeń minęło 159 lat. Pamięć o powstańcach styczniowych w Ojcowie wciąż trwa; od 1988 roku organizowane są obchody tej rocznicy – najpierw msza święta w ojcowskiej kaplicy „Na Wodzie” a potem składanie kwiatów pod pamiątkową tablicą wmurowaną we frontową ścianę budynku, dawnego hotelu „Pod Łokietkiem” gdzie rejestrowali się młodzi powstańcy. Corocznie obchody rocznicowe odbywają się z udziałem władz państwowych i samorządowych. A relacje z tej uroczystości zamieszczane zostają w aktualnych numerach „Kroniki”. Tu natomiast przypominamy jeden z literackich zapisów uczestnika powstania Wiktora Wiśniewskiego2, podążającego do Ojcowa, olśnionego pejzażem Doliny Prądnika czemu dał wyraz w swoich wspomnieniach:
(…) Wyobrażałem sobie obóz polski ludny, gwarny, ochoczy. Nadjeżdżamy w lasy, droga spuszcza się w kotlinę i najpierw uderzyła wzrok mój przecudna okolica. Nie ma słów, któremi można by godnie opisać krajobraz Ojcowa. Zdaje się że na tem skończyła się twórczość Boska. Coś wznioślejszego nie można nawet wymarzyć i ręczę że świat cały nie ma nic wyższego, nic piękniejszego. Tysiące skał, połysku alabastrowego wznoszą się dokoła w najrozmaitszych kształtach ku niebiosom i zdają się chcieć połączyć ziemię z niebem. Lasy szpilkowe ponuro odbijają się w zimie od tych błyszczących głazów. Rzeczka Prądnik uwija się po łożu kamiennem i odbija w swoich czystych nurtach cudną okolicę. Po urwiskach mile spoczywa wzrok to na osadzonym na najwyższym szczycie krzyżu, to na rozsypanych po szczelinach chatach wiejskich, to na ruinach dawnego zamczyska Kazimierza Wielkiego, to na tegorocznych pałacykach, dworkach, łazienkach, które dzisiaj dzicz moskiewska w perzynę obróciła.
Gdybym nie miał towarzysza, gdybym nie pędził do obozu polskiego to na widok Ojcowa padłbym na kolana i kornie wielbiłbym Twórcę świata. Bo cały Ojców wydał mi się gdyby olbrzymi ołtarz, na którym ludzkość cała powinna Bogu ofiary składać. Zdawało mi się że Bóg w swej potędze na to stworzył tę grupę piękności, aby człowiek, proch ziemski, miał wyobrażenie o swojej nicości a Jego wielkości. Zdawało mi się że jestem u wrót niebios samych, że lada chwila z łona skał tych ujrzę hufce niebiańskie, które Bóg sam wyprawi z ognistemi mieczami do walki. I z pokorą wjechałem do samego Ojcowa (…).
Wspomniane opracowanie W. Tokarza opisuje organizacje obozu w Ojcowie, do którego podążali młodzi powstańcy. Przygotowując ten materiał korzystał on z wielu źródeł powstania, w tym także z bezpośrednich informacji jednego z mieszkańców Ojcowa – Indyki.
Wybór Ojcowa na miejsce formacyi trzeba nazwać bardzo szczęśliwym – pisze Tokarz. Przy wyborze miejsc na pierwsze obozy powstańcze chodziło nie o ich wartość obronną, ale warunki inne, które Ojców posiadał w całej pełni. W tej zapadłej dolinie Prądnika było się wcale nie najgorzej odciętym od świata, zwłaszcza podczas tej dżdżystej zimy, która psuła nawet dobre drogi okolic Krakowa, a tutaj uniemożliwiała prawie ruch cięższych wozów. Obóz w okresie swej pierwiastkowej słabości mógł się tutaj przyczaić, uchronić od wywiadów przeciwnika. Granica austryacka była blisko: z Chełmowej Góry przy pogodzie widziało się Kraków jak na dłoni, można się tam było dostać pieszo doliną Prądnika na Wielką Wieś, lub drogą przez Biały Kościół i Szyce, w ciągu 4 godzin. W pobliżu znajdowały się drobne miasteczka, jak Słomniki, Skała, Wolbrom, Olkusz, pełne patryotycznego mieszczaństwa.
Napływ ochotników w pierwszych dniach obozowania w Ojcowie nie zapowiadał się mimo to pomyślnie. W przybliżeniu można określić stan liczebny oddziału ojcowskiego na mniej więcej 2000 ludzi, z których jednak najwyżej 1400–1500 mogło jako tako wyruszyć w pole; reszta albo nie posiadała wcale broni, albo też zapełniała lazarety.
Wiemy już, z jakich sfer rekrutowali się przeważnie ochotnicy galicyjscy: to samo można powiedzieć i o ich towarzyszach z Królestwa, wśród których było może tylko mniej chłopów, a trochę więcej młodzieży szlacheckiej. Przeważali więc w Ojcowie rzemieślnicy, mieszczanie z małych miasteczek, robotnicy, służba folwarczna, urzędnicy i młodzież szkolna. Było tutaj może tylko więcej, niż w innych oddziałach, młodzieży akademickiej, stanowiącej prawdziwy ośrodek formacyi. W Ojcowie na pewno byli i chłopcy, liczący po 13 lat, którzy nie dawali się żadną miarą usunąć z szeregów.
Przybywających ochotników prowadzono do kancelaryi sztabowej i tutaj zapisywano ich nazwiska, wiek i stan do specyalnej księgi, zapytując ich zarazem, w jakim rodzaju broni pragną służyć. Księga ta, zabrana później wraz z wszystkimi papierami Kurowskiego przez ks. Bagrationa, stała się powodem licznych i długotrwałych nieszczęść dla wielu uczestników powstania. Sprawa pozostawienia tej księgi w Ojcowie odegrała dużą rolę w dochodzeniu sądowo-wojskowem, jakie podjęto przeciw Kurowskiemu w Krakowie po klęsce miechowskiej.
Życie obozowe w Ojcowie pozostawiło potem niezatarte wspomnienia jego uczestnikom. Nie złożyły się na to wcale jakieś wyjątkowo dodatnie warunki obozowania, ale wyłącznie pamięć tych nadziei, tego zapału, który ożywiał wówczas wszystkich.
W dolinie Prądnika, choć nienajgorzej już wówczas zabudowanej, zbywało przede wszystkiem na budynkach do kwater. Kurowski ze sztabem i kasą obozową mieścił się w t. zw. folwarku, gdzie mieszkał również i komisarz Rządu tymczasowego; niektórzy z oficerów ulokowali się w zakładzie kąpielowym Dra Kowalskiego, a komendant placu zajmował osobny domek dla letników, zjeżdżających tu dość licznie z Krakowa. Głównym punktem obozu, nad którym powiewała chorągiew narodowa, był hotel „pod Łokietkiem”, do niedawna browar, przebudowany właśnie przez ówczesnego właściciela Ojcowa, hr. Przezdzieckiego. Na dole mieściła się kancelarya sztabowa, w której oficer dyżurny przyjmował i zapisywał ochotników, oraz koszary części kosynierów; na piętrze stała część strzelców, których natłoczono tutaj jak śledzi w beczce; w stajniach umieszczono część jazdy. Żuawom oddano t. zw. „Domek szwajcarski” t.j. prawdopodobnie dzisiejszą gospodę, znajdującą się przy wylocie drogi do Skały. Ma się rozumieć, że w tych kwaterach, jak również w gorzelni, stodołach, bliskich domkach dla letników, nie mógł się pomieścić cały oddział; wobec tego żołnierzy wypadło rozkwaterować w nielicznych chatach wieśniaczych, ciągnących się w górę i w dół Prądnika od hotelu „pod Łokietkiem”. Znajdowali oni tam czasami dość gościnne przyjęcie, gdyż część ludności Ojcowa nie podzielała niechęci ogółu włościan krakowskich do powstania. Próbowano też umieszczać ludzi w szałasach z gałęzi i chrustu, ale o tem na dłuższy przeciąg czasu nie było mowy. Zima, choć niezwykle łagodna, była dżdżystą i nawet w tej osłoniętej zupełnie od wiatru dolinie Prądnika nie można było zbyt często spędzać nocy na powietrzu. To też tłoczono się raczej po domkach i chałupach, narażając się przez to na inną plagę, tak dokuczliwą we wszystkich obozach powstańczych: robactwo (…).
Żywność otrzymywał obóz po części z Krakowa, przeważnie zaś z wiosek okolicznych przy pomocy rekwizycyi. Jedzenie gotowano w gorzelni, w wielkich miedzianych wannach zakładu kąpielowego, które zastępowały kotły. Jedzenie było niewybredne: groch, kasza, kapusta z kawałkami mięsa; oprócz tego dość nieregularnie rozdawano między żołnierzy chleb i okowitę nieczyszczoną.
Te warunki kwaterunku i pożywienia, a wreszcie dżdżysta zima i przyjmowanie do obozu ochotników słabych fizycznie, robiły swoje i liczba chorych w Ojcowie była zawsze dość pokaźna; podług niektórych danych dochodziła ona czasami do 200 ludzi. W Ojcowie początkowo nie było miejsca na lazaret i podobno – o ile można wierzyć informacyom policyi krakowskiej – chorych umieszczano zrazu w grotach; dopiero później zajęto na ten cel drugie piętro tak wspaniale urządzonego wówczas pałacu w Pieskowej Skale.
Życie obozowe w Ojcowie cechował przede wszystkiem podniosły nastrój religijny, tak odpowiadający psychologii tych czasów. Komitet Centralny polecał później, aby co niedziele i święta odprawiano w obozach msze, aby żołnierze z rana i wieczorem odmawiali pacierze, żeby przed bitwą pozwalano im zawsze odmówić krótką modlitwę. W instrukcyi tej kładziono duży nacisk na rolę kapłanów obozowych, którzy mieli obowiązek uczenia żołnierzy zasad religii, wygłaszania kazań okolicznościowych, a zarazem udzielania im pierwszej pomocy lekarskiej; w czasie boju ich obowiązkiem było stawać w szeregach z krzyżem w ręku. W Ojcowie uprzedzono te przepisy w całej pełni. Sprowadzono tu odrazu ołtarz polowy i aparaty kościelne, co dzień odprawiano mszę, przy której w niedzielę i święta asystowało uroczyście całe wojsko, śpiewając przy tern pieśń: „Boże coś Polskę”. Z mszą i kazaniem łączono zawsze składanie przysięgi przez nowozaciężnych, którzy zobowiązywali się wobec kapłanów do poświęcenia swego życia w walce o niepodległość kraju.
Znamy już mniej więcej tryb życia żołnierza w Ojcowie. Musztra na placu koło hotelu „pod Łokietkiem”, wypełniała – z przerwami na śniadanie i obiad – cały krótki dzień zimowy, który zaczynano bardzo wcześnie. Resztę czasu zużytkowywano na zapoznawanie ludzi z bronią, na uczenie oficerów i podoficerów. Wieczorem śpiewano po oddziałach pieśni narodowe; pełno było hałasu i wrzawy.
Monotonność życia obozowego przerywały tylko ciągłe przyjazdy gości z Krakowa. Od czasu do czasu miały miejsce większe uroczystości obozowe, n. p. poświęcenie sztandarów, przysięga nowozaciężnych, przyjmowanie oddziałów wracających z wypraw. Jakżeż gorąco przyjmowano tu Kurowskiego po powrocie z wyprawy na Sosnowiec, gdy to sprowadził on ze sobą kapelę górniczą z Dąbrowy w jej malowniczych mundurach, która wygrywała zwycięzcom mazurka Dąbrowskiego.
Karność w oddziale utrzymywano prawie wyłącznie przy pomocy kar moralnych. Na ogół, dzięki dużej ilości młodzieży inteligentnej, stan moralny oddziału był dobry. Większość gorąco i święcie wierzyła w przyszłe powodzenie, niecierpliwiła się i narzekała na zbyt długi pobyt w Ojcowie, żądała, aby ją prowadzono na Miechów. Oficer austryacki z Bochni, krytykujący wszystkich i wszystko w Ojcowie, „Takiego zapału i ochoty u żołnierzy, jak wówczas, nigdzie już później widzieć się nie zdarzyło”. „Usposobienie żołnierzy było dobre, chęć starcia z Moskalami bardzo żywa; nie jeden biegł do boju jak na gody” – mówią nasi pamiętnikarze. Ogół młodzieży inteligentniejszej wierzył wciąż w zwycięstwo, chciał iść naprzód, bić się; parła go krew gorąca, przekonanie, że dla takiego zapału nie masz nic niemożliwego.
W tym nastroju żołnierzy oddziału Kurowskiego szukać należy przyczyny tego, że współcześni, bez względu na wszystkie braki jego organizacyi, porównywali go do drobnego wojska Kościuszki, zaczynającego swą działalność w tych samych prawie okolicach, i przywiązywali do niego podobne nadzieje, że rozpacz po klęsce miechowskiej przewyższała prawie gorycz, doznaną po upadku Langiewicza. Zdawało się, że o ile zapał i chęć poświęcenia życia mogą czegoś dokonać, to temu oddziałowi przede wszystkiem przypaść powinno w udziale zwycięstwo.
Powstańcy po opuszczeniu Ojcowa wyszli do boju w stronę Miechowa gdzie w dniu 17 stycznia 1863 roku ponieśli klęskę. Spodziewanego zwycięstwa nie odniesiono – przyszło ono dopiero po półwieczu. Mają w tym udział także wydarzenia w dolinie Prądnika wpisując się w proces wzrostu narodowej tożsamości i postępującą odpowiedzialność za losy ojczyzny.
Ilustracje:
Ryc. 1a i b. Projekt budowy hotelu „Pod Łokietkiem” wg Antoniego Stacherskiego
Ryc. 2. Zamek i hotele w Ojcowie. Widok ze Skały Krzyżowej z początku XX wieku wg widokówki z zakładu Franciszka Sekuły
Ryc. 3. Hotel „Pod_Łokietkiem”. Fot. z początku XX wieku
Ryc. 4. Karczma przy drodze do Skały. Widokówka z początku XX wieku
Ryc. 5. Droga do Skały, która podążali powstańcy w stronę Miechowa. Widokówka z początku XX wieku. Wydawnictwo Bazaru Warszawskiego w Ojcowie
1 W. Tokarz, Kraków w początkach powstania styczniowego i wyprawa na Miechów, t. 2, „Biblioteka Krakowska” nr 51, Kraków 2016, s. 51–112. Tokarz pisze, że: oprócz źródeł pamiętnikarskich, dziennikarskich i relacyi uczestników, korzystam tutaj z opowiadań włościan w Ojcowie, którzy oddawali wówczas pewne usługi obozowi. Jeden z nich, p. Jędyka, [zapewne Indyka, mieszkaniec Ojcowa – JP] był nawet woźnicą Kurowskiego i opowiadał mi dość szczegółowo o rozmieszczeniu obozu.
2 „Dziennik Literacki”, R. 1864 nr 13 z 4 marca, s. 137–139.